Wychowaliśmy z mężem 17 dzieci, ale na święta jesteśmy sami. Mąż ciężko choruje i nie pozwolił powiedzieć o tym nikomu

Kiedy wychowujesz siedemnaścioro dzieci, myślisz, że w święta dom wypełni śmiech i zapach pierników. Ale w tym roku w naszym salonie zabrakło gwaru – został tylko smutek i cisza. Mąż milczał, a ja czułam, że coś ukrywa…

Mimo ciężkiej choroby wciąż trzymał wszystko w tajemnicy. Mówił, że tak będzie lepiej. Ale kiedy otworzyłam list, który przypadkiem znalazłam, nie mogłam uwierzyć, co mąż przed nami wszystkimi ukrywał…

Rodzina większa niż marzenia

Wspólne życie z Piotrem zawsze było jak jazda na rollercoasterze. Kiedy się poznaliśmy, miał już dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa. Ja wnosiłam do związku trójkę swoich. Szybko zdecydowaliśmy, że chcemy stworzyć prawdziwy dom pełen miłości, dlatego zdecydowaliśmy się na adopcję. Nie jedną, nie dwie – w ciągu trzydziestu lat wychowaliśmy razem siedemnaścioro dzieci. Byliśmy dumni, choć życie nigdy nas nie oszczędzało.

Dziś nasz dom, kiedyś pełen życia, jest cichy. Piotr nie chce rozmawiać o dzieciach, a ja zaczynam czuć, że coś jest nie tak.

Samotne święta

Zawsze wyobrażałam sobie, że na starość będziemy wspólnie celebrować święta z naszymi dziećmi i wnukami. Tymczasem w tym roku nikt nie przyjechał. Nie dlatego, że nie zostali zaproszeni – mąż kategorycznie zabronił mi mówić im o jego chorobie. „Nie chcę, żeby patrzyli na mnie jak na umierającego starca” – mówił z uporem.

W Wigilię usiedliśmy tylko we dwoje przy stole. Piotr udawał, że wszystko jest w porządku, ale widziałam, jak zaciska szczęki, próbując ukryć ból.

List, który zmienił wszystko

Dwa dni po świętach, kiedy Piotr zasnął na kanapie, przypadkiem zauważyłam kopertę w jego ulubionej książce. Nie mogłam powstrzymać się przed zajrzeniem. W środku był list od naszego najstarszego syna, Kamila.

„Tato, wiem, że jesteś chory. Mama mi powiedziała, choć wiem, że nie chciałeś, żebyśmy wiedzieli. Przyjedziemy na Nowy Rok. Nie obchodzi mnie, co powiesz. Nie zostawimy was samych”.

Serce mi zamarło. Jak to możliwe, że Piotr wiedział, że dzieci chcą przyjechać, a mimo to ukrywał to przede mną?

Kłótnia pełna łez

Kiedy Piotr się obudził, nie mogłam dłużej milczeć. Pokazałam mu list, a on westchnął ciężko. „Nie chcę, żeby pamiętali mnie takim” – wyszeptał. „Chcę, żeby mieli piękne wspomnienia, a nie obraz starego człowieka, który ledwo chodzi”.

Rozpętała się burzliwa kłótnia. „To nie tylko twoje życie, Piotrze! Oni chcą cię wspierać, a ty im to odbierasz! Co, jeśli nie zdążą się pożegnać?” – krzyczałam, a łzy płynęły mi po policzkach.

Świąteczny cud

Następnego dnia, ku mojemu zdziwieniu, Piotr zmienił zdanie. Zadzwoniliśmy do dzieci, a one rzuciły wszystko i wsiadły w samochody. Nowy Rok spędziliśmy razem – siedemnaścioro dzieci, ich rodziny i my dwoje.

Piotr, choć słaby, promieniał. Patrzył na nas z miłością, jakiej dawno nie widziałam. „Miałem rację, że chciałem ich chronić” – powiedział mi na osobności. „Ale ty miałaś rację, że ich wezwałaś. Dzięki tobie mam teraz najpiękniejsze wspomnienia”.

A Ty? Co myślisz o decyzji Piotra? Czy ukrywanie choroby było słuszne, czy raczej samolubne? Jak Ty byś postąpił w tej sytuacji? Daj znać w komentarzach!