Byłam dumna z syna, że zostanie księdzem, a on wywinął mi taki numer. Nie wychodzę z domu, bo mi wstyd przed sąsiadami
Zawsze marzyłam, aby mój syn znalazł swoją drogę w życiu. Kiedy oznajmił, że wstępuje do seminarium, czułam dumę, jakiej nie można opisać. Myślałam, że jako ksiądz będzie blisko Boga, a jego przyszłość będzie pełna spokoju i poświęcenia… Ale nikt nie spodziewał się tego, co miało wydarzyć się później…
Sąsiedzi gratulowali mi na każdym kroku, a ja rozpierałam się dumą, że wychowałam tak porządnego człowieka. Wszystko jednak runęło, gdy na jaw wyszło coś, czego nie mogłam sobie wyobrazić. Teraz nie wychodzę z domu, bo nie wiem, co powiedzieć ludziom…
Syn ksiądz – powód do dumy
Kiedy Paweł, mój jedyny syn, zdecydował się na wstąpienie do seminarium, czułam się jak najdumniejsza matka na świecie. Wychowywałam go samotnie, bo jego ojciec opuścił nas, gdy Paweł był mały. Wszystkie troski, trudne decyzje i lata poświęceń wydawały się teraz warte każdego wysiłku. Miał zostać księdzem, a ja wierzyłam, że to najlepsze, co mogło nas spotkać. Zawsze był wrażliwy, pomocny, a przede wszystkim wierzący.
Sąsiadki z bloku przychodziły gratulować. „Pani Małgosiu, to przecież wielka rzecz – syn księdzem. Taki chłopak, który będzie niósł Ewangelię!” – mówiły, a ja chłonęłam te słowa jak balsam dla serca. Myślałam, że nic już nie może tego zmienić.
Pierwsze znaki
Mimo że Paweł wracał z seminarium tylko na święta i wakacje, za każdym razem wydawało mi się, że jest inny. Coraz częściej spędzał czas poza domem, unikał rozmów na temat swojego powołania, a jego telefon dzwonił niemal bez przerwy. Kiedy pytałam, z kim tak często rozmawia, odpowiadał wymijająco: „Z kolegami z seminarium, mamo. To sprawy duchowe”.
Zaczęłam czuć niepokój, ale nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków. Przecież duchowni też muszą mieć swoje prywatne życie, prawda? Nie chciałam być nadopiekuńczą matką, więc milczałam.
Telefon, który wszystko zmienił
Pewnego dnia, kiedy Paweł był w łazience, jego telefon zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu pojawiło się imię „Anka”. Zdziwiłam się – żadnej Anki nie znałam, a z seminarium raczej nie powinno być żadnych znajomości z dziewczynami. Wzięłam telefon do ręki i zanim zdążyłam się powstrzymać, odebrałam połączenie.
„Kochanie, dlaczego nie odbierasz? Martwię się o nas. Ile jeszcze mamy to ukrywać?” – usłyszałam z drugiej strony. Zaniemówiłam. O co chodziło tej dziewczynie? I kim ona w ogóle była?
Szokująca prawda
Kiedy Paweł wyszedł z łazienki, miałam w ręku jego telefon i w oczach gniew. „Kim jest Anka?!” – wykrzyczałam. Zbladł. Nie musiał mówić nic więcej. Wiedziałam już, że coś przede mną ukrywał. Po długiej, bolesnej rozmowie, prawda wyszła na jaw.
Paweł wcale nie miał zamiaru zostać księdzem. Zrezygnował z seminarium kilka miesięcy wcześniej, ale nie miał odwagi mi o tym powiedzieć. A Anka? To jego dziewczyna, z którą spotykał się już od dłuższego czasu. Planują wspólną przyszłość, a ja… ja żyłam w iluzji.
Zawiedziona i zraniona
Nie mogłam uwierzyć. Wszystko, czym żyłam przez ostatnie miesiące, było kłamstwem. Jak mógł tak mnie oszukać? Nie wychodzę teraz z domu, bo nie wiem, co powiedzieć sąsiadom. Co oni o mnie pomyślą? Całe miasteczko wiedziało, że Paweł zostanie księdzem, a teraz muszę zmierzyć się z tym, że wszyscy dowiedzą się prawdy.
A może powinnam to zaakceptować? Może Paweł po prostu wybrał inną drogę? Jednak to, że mnie oszukał, boli najbardziej. Kiedy teraz wraca do domu, widzę w nim nie tego syna, którego znałam. A ja sama? Czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.