Jak potrzebowałem ich pomocy, wszyscy kręcili nosem. Gdy się dorobiłem, rodzina doiła mnie z kasy bez opamiętania

Kiedy byłem na życiowym zakręcie, potrzebowałem wsparcia najbliższych. Niestety, zamiast pomocnej dłoni, słyszałem jedynie wymówki i widziałem odwracane plecy. Teraz wszystko się zmieniło, ale nie tak, jak sobie wyobrażałem…

Rodzina, która wcześniej nie chciała mi pomóc, nagle znalazła się bliżej niż kiedykolwiek. Ale czy to naprawdę miłość, czy wyłącznie chciwość? Moje sukcesy stały się ich sposobem na wygodne życie…

Upadek, o którym nikt nie chciał słyszeć

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, gdy straciłem pracę i jednocześnie wpadłem w finansowe tarapaty. Nie byłem w stanie opłacić mieszkania, rachunków ani zapewnić podstawowych rzeczy sobie i żonie. Na początku miałem nadzieję, że rodzina mi pomoże – w końcu zawsze byliśmy blisko. Zaczęło się od telefonu do brata. Usłyszałem wtedy:
– Marek, chciałbym, ale wiesz, teraz sami mamy ciężko.

Podobne wymówki słyszałem od każdego. Nawet rodzice, którzy zawsze wydawali się troskliwi, stwierdzili, że „muszę sobie poradzić jak dorosły człowiek”. To bolało. Wiedziałem, że tata mógłby pożyczyć mi pieniądze, ale uznał, że „tak będzie lepiej dla mnie”.

Nowy start i gorzki sukces

Po kilku miesiącach bezsenności, stresu i kombinowania, postanowiłem zaryzykować. Zaciągnąłem kredyt w banku, który praktycznie mnie zrujnował, i założyłem małą firmę zajmującą się naprawą komputerów. Na początku było ciężko – miałem jednego klienta na tydzień, ale uparcie trzymałem się tego, co sobie założyłem.

Minęły trzy lata. Firma nie tylko przetrwała, ale zaczęła przynosić ogromne zyski. Wkrótce miałem tyle zleceń, że musiałem zatrudnić pracowników. Stać mnie było na nowy samochód, wakacje i spłacenie kredytu. Ale zanim zdążyłem naprawdę cieszyć się sukcesem, rodzina znowu przypomniała sobie o moim istnieniu.

Rodzinny „powrót”

Pierwszy zadzwonił brat. Nagle miał czas na kawę, na rozmowę. Wspominał stare czasy, kiedy razem bawiliśmy się na podwórku. Na końcu rozmowy delikatnie wspomniał:
– Wiesz, dzieciaki chcą pojechać na kolonie, ale u nas teraz trochę cienko z kasą…

Następnego dnia mama przypomniała sobie, że lodówka w domu ledwo zipie. Potem kuzynka poprosiła o pomoc w opłaceniu studiów. Wszystko to było owinięte w bawełnę, ale nie sposób było nie zauważyć, że chodzi tylko o pieniądze.

Kłótnia, która otworzyła mi oczy

Najbardziej zabolała mnie sytuacja z rodzicami. Po kolacji, na którą zaprosiłem całą rodzinę, tata stwierdził, że skoro „dorobiłem się”, to mógłbym pomyśleć o zainwestowaniu w ich mieszkanie, bo przecież kiedyś wszystko po nich odziedziczę.
– To, co teraz masz, zawdzięczasz naszemu wychowaniu – dodała mama.

Nie wytrzymałem. Wykrzyczałem, że kiedy ich potrzebowałem, odwrócili się ode mnie. W pokoju zapadła cisza. W końcu brat rzucił:
– Nie przesadzaj, Marek. Każdy ma swoje życie. A ty powinieneś cieszyć się, że możesz teraz pomóc.

Prawda, która zmieniła wszystko

Po tej kłótni postanowiłem odciąć się od rodziny. Chciałem zobaczyć, czy nadal będą próbować się do mnie zbliżyć, gdy jasno powiem, że nie zamierzam ich wspierać finansowo. Jak się okazało, od tamtego czasu kontakt niemal zupełnie się urwał. Wtedy zrozumiałem, że w ich oczach nigdy nie byłem bratem, synem ani kuzynem. Byłem po prostu bankomatem.

A wy, jak byście postąpili na moim miejscu? Czy pomaganie rodzinie zawsze ma sens, nawet gdy nie oferują nic w zamian? Dajcie znać w komentarzach!