Rodzina traktowała naszą działkę jak kurort z all inclusive. Za pęto najtańszej kiełbasy wymagali królewskiej obsługi

Latami byliśmy wykorzystywani przez rodzinę. Przyjeżdżali na działkę z pustymi rękami, a wychodzili najedzeni i zadowoleni, zostawiając po sobie bałagan. W końcu postanowiliśmy z tym skończyć, ale nie przewidzieliśmy, jak bardzo odbije się to na naszych relacjach…

Gdy postawiliśmy granice, zaczęły się telefony, plotki i pretensje. Jeden incydent sprawił jednak, że prawda wyszła na jaw, a my zrozumieliśmy, co tak naprawdę kierowało ich zachowaniem…

„To przecież tylko rodzina, nie przesadzaj!”

Kiedy kilka lat temu odziedziczyliśmy działkę po dziadkach, byliśmy zachwyceni. To miało być nasze miejsce na weekendowy relaks – grill, cisza, spokój. Z początku było idealnie. Zapraszaliśmy bliskich na grilla, a oni przyjeżdżali z uśmiechem i… pustymi rękami. „Co tam zabierać, przecież rodzina!” – mówili. My, z grzeczności, nie mieliśmy nic przeciwko. Przecież to tylko kilka kiełbasek więcej. Ale szybko okazało się, że to dopiero początek.

Królewska obsługa za pęto kiełbasy

Każdy weekend wyglądał tak samo: telefony z pytaniem, czy będą wolne leżaki, czy mamy świeże mięso, i czy napewno zadbaliśmy o napoje. Zaczęło się od małych przysług, ale z czasem ich wymagania rosły. Przyjeżdżali z całymi rodzinami, a my musieliśmy biegać między grillem a kuchnią, serwując wszystko jak w restauracji. O sprzątaniu po imprezach nawet nie wspomnę. Gdy raz zasugerowaliśmy, żeby coś przywieźli, usłyszeliśmy, że „to w złym guście”.

Kiedy przyszła jesień, spodziewaliśmy się spokoju. Ale nie – chcieli, żebyśmy zorganizowali imprezę przy ognisku. Przywieźli… jedno pęto najtańszej kiełbasy i oczekiwali pełnego bufetu.

Cierpliwość się skończyła

Pewnego razu, kiedy znów zostaliśmy „zaproszeni” do grillowania dla kuzynów, powiedziałam: „Nie. Tym razem każdy przynosi coś swojego albo nie organizujemy nic”. Rodzina spojrzała na mnie, jakbym właśnie ogłosiła koniec świata. Padły oskarżenia, że „zmieniliśmy się przez tę działkę” i „zapomnieliśmy, co znaczy rodzina”. Najbardziej zabolało mnie, gdy usłyszałam od ciotki, że „skąpię na rodzinę, chociaż sama dostałam działkę za darmo”.

Intryga, która zmroziła nam krew w żyłach

Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że kuzynka rozpowiada, jakobyśmy mieli sprzedać działkę za jej plecami. To miało tłumaczyć, dlaczego „odsuwamy rodzinę”. Kiedy spotkaliśmy się na rodzinnej imprezie, atmosfera była lodowata. Postanowiliśmy wyjaśnić sprawę, ale to, co usłyszeliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.

Okazało się, że kuzynka wpadła na pomysł, żeby… zapisać działkę w testamencie na jej dzieci. „Przecież wasze dzieci nie potrzebują, bo macie mieszkanie w mieście” – powiedziała z uśmiechem. Dopiero wtedy zrozumieliśmy, że cała ta „królewska obsługa” miała nas zmęczyć i skłonić do pozbycia się działki.

Prawda wyszła na jaw

Gdy wyraziliśmy stanowczy sprzeciw, wybuchła awantura. Kuzynka zaczęła krzyczeć, że jesteśmy niewdzięczni i „egoistyczni”. Na szczęście większość rodziny stanęła po naszej stronie, choć nie obyło się bez kilku telefonów, w których próbowano nas „przekonać”. Ostatecznie odcięliśmy się od tych, którzy traktowali naszą działkę jak darmowy hotel.

Dziś cieszymy się spokojem i żałujemy, że tak długo pozwalaliśmy się wykorzystywać.

A jak Wy postąpilibyście w takiej sytuacji? Czy zdecydowalibyście się zerwać relacje z rodziną, czy znaleźlibyście inne rozwiązanie? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!