Przez 11 i pół tygodnia udawałam mamę obcego chłopca. To był najpiękniejszy prezent, jaki mogłam mu ofiarować

Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, trafił do mnie mały chłopiec. Nie miał rodziny, a każdy, kto mógłby mu pomóc, jakby zniknął. Jego samotność była tak przejmująca, że zdecydowałam się pomóc mu przez najbliższe tygodnie… To, co miało być tylko krótką przygodą, zmieniło się w coś znacznie większego. Z czasem chłopiec zaczął nazywać mnie mamą…

Przywiązaliśmy się do siebie, jakbyśmy byli rodziną od zawsze. Kiedy jednak zbliżał się termin naszego rozstania, serce mi pękało. Wtedy chłopiec zrobił coś, czego nigdy się nie spodziewałam…

Początek niezwykłej przygody

Nie znałam go wcześniej, nie miałam pojęcia, skąd pochodzi ani kim są jego rodzice. Po prostu tam był – drobny, zagubiony chłopiec o smutnym spojrzeniu. Pracowałam w ośrodku dla dzieci i pamiętam tamten dzień bardzo dobrze. To miał być zwykły tydzień pełen codziennych obowiązków, ale tego dnia wszystko się zmieniło.

Mój przełożony podszedł do mnie, przedstawiając sytuację: chłopiec imieniem Kamil miał tylko mnie. Cała jego rodzina znajdowała się daleko, za granicą, a rodzice zaginęli podczas jednej z podróży. Był kompletnie sam, czekał na kogoś, kto przynajmniej przez chwilę będzie jego opiekunem. Tak zostałam „mamą na zastępstwo” dla małego chłopca, nie mając pojęcia, jak bardzo wpłynie to na moje życie.

Narodziny nowej więzi

Z początku byłam tylko kimś, kto miał go odebrać ze szkoły, ugotować obiad, pomóc z lekcjami i pocieszyć, gdy czuł się zagubiony. Kamil był wycofany i nieufny, ale codziennie widziałam, jak coraz bardziej się otwiera. Byłam dla niego wszystkim, chociaż wiedziałam, że to tylko na chwilę.

Po kilku dniach zrozumiałam, że Kamil pragnie więcej niż tylko obecności dorosłego. Chciał poczuć, że ma rodzinę. Zaczął mnie pytać o moje życie, o dzieciństwo, opowiadał o swoich marzeniach, śmiał się przy mnie jak nigdy wcześniej. A ja? Odpowiadałam mu, starając się go pocieszyć, dać mu poczucie bezpieczeństwa, jakiego potrzebował. Byliśmy jak mała, zagubiona rodzina.

Tydzień jedenasty – czy to już koniec?

Kiedy zbliżał się koniec naszego „kontraktu”, każde pożegnanie przed pójściem do szkoły stawało się coraz trudniejsze. Czułam, że nie jestem gotowa na rozstanie. Ale wiedziałam, że gdybym zaangażowała się jeszcze bardziej, później bolałoby jeszcze mocniej.

Kamil nie mówił nic, ale czułam, że wie, że nasza przygoda dobiega końca. Każdego wieczoru siedzieliśmy razem na kanapie, a ja opowiadałam mu bajki, głaskałam go po głowie i próbowałam nie myśleć o tym, że ten rytuał wkrótce się skończy.

Finał pełen niespodzianek

Przyszedł ostatni dzień naszej wspólnej drogi. Kamil przyszedł do mnie rano z uśmiechem i powiedział coś, co zaskoczyło mnie do głębi. „Będę tęsknił, mamo” – wyszeptał, wtulając się w moje ramiona. To słowo – „mamo” – wypowiedziane przez niego było najpiękniejszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałam.

Wtedy poczułam, że mimo iż nasze drogi muszą się rozejść, zawsze będę go pamiętać. Przez te 11 tygodni obdarzyłam go tym, czego potrzebował – poczuciem bezpieczeństwa, miłością i domem. I mimo że nie mogłam go zatrzymać na zawsze, wiedziałam, że nasze spotkanie na zawsze odmieniło nasze życia.

Czy moglibyście wyobrazić sobie być rodzicem dla dziecka, które nie jest wasze? Jak byście postąpili? Dajcie znać w komentarzach na naszym Facebooku.