Mój syn był już dorosły, a cały czas chciał wygodnie mieszkać u mamusi. Nie dokładał się do czynszu ani rachunków, musiałam to zmienić…

Mój syn zawsze był oczkiem w głowie – przynajmniej do czasu, kiedy wydoroślał, a nic się w jego podejściu do życia nie zmieniło. Mieszkał ze mną, nie płacił ani złotówki na czynsz, rachunki, a jedzenie? Cóż, zawsze było na stole, jak w dzieciństwie… Z czasem zaczęłam zauważać, że to już nie jest normalne, ale kiedy podjęłam decyzję, by to zmienić, wszystko wymknęło się spod kontroli…

Syn uznał, że jego wygodna strefa komfortu może trwać wiecznie. Ja jednak postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Pierwsza rozmowa zakończyła się kłótnią, ale to, co odkryłam później, przewróciło wszystko do góry nogami. Okazało się, że nie tylko ja miałam w tej sytuacji swoje tajemnice…

Oczko w głowie

Kiedy Kamil był mały, robiłam dla niego wszystko. Jako samotna matka nie miałam łatwego życia, ale on był moim największym skarbem. Wychowywałam go najlepiej, jak potrafiłam, choć nie było to proste. Mimo trudności chciałam dać mu wszystko, czego sama nigdy nie miałam. Nowe zabawki, markowe ubrania, wyjazdy na obozy – nie obchodziło mnie, że muszę pracować na dwa etaty, żeby wszystko opłacić.

Lata mijały, a mój mały chłopiec stawał się mężczyzną. Skończył szkołę, później studia, a mimo to, jego sposób życia się nie zmienił. Nadal mieszkał ze mną i… nic się w zasadzie nie zmieniało. Kamil był już dorosły, a ja wciąż robiłam dla niego wszystko.

Kiedy to się zmieni?

Mijały miesiące, a ja zaczęłam dostrzegać, że coś jest nie tak. Kamil nie dokładał się do czynszu ani rachunków, nie wspominając o zakupach. A przecież miał dobrą pracę – przynajmniej tak mówił. Za każdym razem, gdy próbowałam poruszyć temat, uciekał od rozmowy, zasłaniając się wymówkami. „Mamo, teraz mam ważny projekt”, „Zaraz się to wszystko zmieni” – słyszałam to na okrągło.

Byłam już zmęczona. Życie w ciągłym napięciu, brak wsparcia ze strony dorosłego syna, który powinien być moim oparciem, a nie kolejnym obowiązkiem. Postanowiłam, że muszę coś zmienić. Kiedy Kamil wrócił do domu tego wieczoru, czekałam na niego przy stole.

Prawda wychodzi na jaw

Zaczęłam spokojnie, choć z trudem powstrzymywałam emocje. „Kamil, musimy porozmawiać” – powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał pewnie. Spojrzał na mnie, a ja przeszłam do rzeczy: „Nie mogę już dłużej tego znosić. Jesteś dorosły, masz pracę, a ja wciąż płacę za wszystko. Albo zaczniesz się dokładać do rachunków, albo musisz znaleźć własne mieszkanie”.

Nie spodziewałam się, że moja wypowiedź wywoła taką lawinę. Kamil nagle wybuchł. „Jak możesz mi to robić?!” – krzyknął. „Przecież wiesz, że moje życie nie jest tak proste, jak ci się wydaje. Mam problemy w pracy!”. Zdziwiona jego reakcją, dopytałam o szczegóły. To, co powiedział, zbiło mnie z nóg.

Okazało się, że Kamil od kilku miesięcy stracił pracę, ale ukrywał to przede mną, nie chcąc mnie martwić. Zamiast szukać nowej pracy, pogrążał się w długach i bał się, że nie podoła dorosłym obowiązkom. Jego tajemnica była szokująca – nie tylko dlatego, że stracił pracę, ale też dlatego, że zupełnie stracił wiarę w siebie.

Decyzja, która zmieniła wszystko

Zrozumiałam, że cała sytuacja była o wiele bardziej skomplikowana, niż mogłam przypuszczać. Kamil, który wydawał się pewnym siebie mężczyzną, w rzeczywistości czuł się zagubiony. Ale musiałam być stanowcza. Postanowiliśmy, że Kamil poszuka nowej pracy i zacznie się dokładać do wspólnych wydatków. Ustaliliśmy też, że jeśli w ciągu trzech miesięcy nic się nie zmieni, będzie musiał się wyprowadzić.

Było trudno, ale wiedziałam, że to najlepsze rozwiązanie. Nie mogłam dłużej trzymać syna pod swoim skrzydłem, pozwalając, żeby jego życie stało w miejscu. Kamil, choć początkowo niechętny, zrozumiał, że musi wziąć odpowiedzialność za swoje życie.

Jak Wy byście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!