Złośliwy sąsiad uprzykrzał mi życie, lecz byłem sprytniejszy. Wredna menda uciekała w popłochu, a ja mam wreszcie święty spokój

Każdy ma takiego sąsiada – człowieka, który zdaje się żyć tylko po to, by psuć humor wszystkim dookoła. Mój złośliwy sąsiad wprost uwielbiał robić problemy, aż do dnia, w którym postanowiłem, że dość tego! Wszystko zmieniła pewna nietypowa sytuacja…

Gdy wreszcie udało mi się przechytrzyć tego uciążliwego człowieka, satysfakcja była nie do opisania. Ale najpierw musiałem wykazać się nie lada cierpliwością, a finał tej historii był bardziej zaskakujący, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać…

Sąsiad, którego nikt nie lubił

W bloku, w którym mieszkałem od lat, wszystko było niemal idealne. Prawie wszyscy sąsiedzi byli życzliwi i pomocni – prawie, bo wyjątkiem był pan Ryszard z trzeciego piętra. Człowiek legenda, niestety w złym znaczeniu tego słowa. Uwielbiał robić awantury, donosić na innych do administracji i parkować swoje stare auto tak, że blokował dwa miejsca naraz. Mieszkańcy wielokrotnie próbowali zwrócić mu uwagę, ale każde takie podejście kończyło się krzykiem i trzaskaniem drzwiami.

Początek problemów

Pewnego dnia sytuacja wymknęła się spod kontroli. Pan Ryszard zaczął mi osobiście uprzykrzać życie – śmieci z jego balkonu regularnie lądowały na moim, z jakiegoś powodu moje miejsce parkingowe stało się jego „stałym przystankiem”, a w nocy często puszczał głośną muzykę. Rozmowy z nim nie dawały rezultatu – zawsze miał wymówkę albo wręcz wyśmiewał mnie, twierdząc, że to mój problem.

„Trzeba go jakoś podejść” – pomyślałem. Nie chciałem konfliktu, ale wiedziałem, że bez podjęcia działań nie zaznam spokoju.

Plan w akcji

Przełomowy moment nadszedł, gdy pewnej nocy zastałem swoje auto pokryte jajkami. Wściekły, sprawdziłem nagrania z kamery monitoringu i, oczywiście, zobaczyłem pana Ryszarda w akcji. Ale zamiast pójść na skargę, postanowiłem rozegrać to inaczej.

Zacząłem od małych kroków. Wynająłem ekipę, która zamontowała w moim mieszkaniu nowoczesne głośniki. Z pomocą technologii udało mi się odtworzyć „dziwne dźwięki”, które wydawały się dochodzić z sufitu – coś między stukaniem a głuchym dudnieniem. Następnie rozpuściłem plotkę, że w moim bloku może grasować jakiś gryzoń.

Efekt domina

Pan Ryszard szybko zaczął panikować. Pewnego wieczoru zobaczyłem, jak wynosi meble z mieszkania, przekonany, że dźwięki pochodzą od remontu w innym lokalu. Administracja też zaczęła otrzymywać od niego liczne skargi na „dziwne zjawiska”. W końcu, zirytowany brakiem reakcji, Ryszard wezwał… egzorcystę. Widząc, jak sytuacja wymyka się spod kontroli, nie mogłem powstrzymać śmiechu.

Finał, którego nikt się nie spodziewał

Kilka tygodni później pan Ryszard wyprowadził się w popłochu. Rozpowiadał sąsiadom, że jego mieszkanie „przynosi pecha”. Jak się okazało, przyczyną były także dodatkowe rachunki za wodę, które podstępnie zwiększyłem, korzystając z jednego triku w instalacji. Nikt nie tęsknił za nim, a blok w końcu odzyskał spokój.

Co myślicie o tej historii? Jak wy poradzilibyście sobie z takim sąsiadem? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!